Gdy słyszymy słowo „bikini” to widzimy skąpy strój kąpielowy. Mało kto wie skąd wzięła się nazwa. Otóż pochodzi od pięknej wyspy, która jest najbardziej skażonym miejscem na świecie.
Jest położona w archipelagu Wysp Marshalla na Oceanie Spokojnym. Wokoło niej rozlewają się piękne turkusowe wody, widok zapiera dech w piersi. Na pierwszy rzut oka to miejsce kojarzy się z wymarzoną destynacją na spędzenie rajskich wakacji, jednak pojawia się pewne „ale”… Mowa o atolu Bikini. Dlaczego niegdysiejszy raj zamienił się w jedno z najbardziej skażonych miejsc na świecie?
Zacznijmy od nakreślenia historii Bikini – ale nie tej damskiej części letniej garderoby, ale miejsca od którego wzięła swoją nazwę, czyli jednego z atoli na Oceanie Spokojnym. Bikini położona jest w archipelagu Wysp Marshalla, a jej powierzchnia wynosi około 6 km², zaś w jej skład wlicza się 36 wysepek, które otaczają lagunę o powierzchni niemal 600 (dokładnie 594 km²).
To miejsce uchodziło za raj na ziemi, ze względu na swoje egzotyczne położenie, czystość otaczających je wód, niczym nieskażoną roślinność, jednak w czasach zimnej wojny stało się poligonem atomowym, w który zamienili je Amerykanie. W ciągu kilku lat (1946–1958), zrzucono na nie kilkadziesiąt głowic jądrowych. Życie na Atolu zaczęło zanikać. Naukowcy wysuwają tezę, że to miejsce mogło być kilka razy bardziej skażone niż Czarnobyl.
Przeprowadzane tam próby jądrowe zmusiły rdzennych mieszkańców archipelagu wysp do ewakuacji, a co więcej doprowadziły też do niezwykle poważnego napromieniowania tamtejszej flory i fauny. Niestety pozostałości po amerykańskich eksperymentach nadal zalegają na dnie oceanu, w związku z tym wielu obecnych mieszkańców Wysp Marshalla cierpi m.in. na chorobę popromienną.
Już nie raz podejmowano starania oczyszczenia wysp atolu Bikini. Podczas jednej z takich akcji udało się zebrać prawie 300 000 m³ radioaktywnej gleby. Jednak najnowsze naukowe badania nadal wykazują, że ten teren jest mocno radioaktywny, o czym nie raz pisało też w swoich publikacjach czasopismo naukowe amerykańskiej Narodowej Akademii Nauk.
Postnuklearne nurkowisko czy raj dla wielbicieli wraków – to między innymi tak jest określany dziś atol Bikini. Zatrute jest tam niemal wszystko, począwszy od gleby i rosnących na niej owoców. W egzotycznych produktach, takich jak: kokosy i ananasy naukowcy zanotowali skażenie izotopem cezu-137 (czyli skażenie promieniotwórcze).
Najbardziej zadowala i zaskakuje zdolność do przetrwania w tak skażonym miejscu rafy koralowej. Naukowcy, którzy od lat badają tereny przyległe do Bikini, mają głęboka nadzieję, że to właśnie przetrwanie ekosystemu w dość niezłym stanie pomoże wyjaśnić, w jaki sposób niektóre gatunki radzą sobie z promieniowaniem i czy udało się im uniknąć zmian nowotworowych.
Badacze chcą również sprawdzić czy w organizmach zamieszkujących obszar archipelagu atolu Bikini są na przykład ukryte jakieś wady genetyczne. Żeby to zbadać, naukowcy muszą ustalić kolejność nukleotydów w DNA w celu poznania genomu danego organizmu – chodzi o lokalne koralowce – po czym prześledzić wzorce i szybkość mutacji.
Zanim Bikini stało się całkowicie miejscem skażonym, piękno wysp zainspirowało do nadania nazwy formie damskiego stroju kąpielowego – bikini. Zaprojektowany przez francuskiego projektanta mody Louisa Réarda damski kostium kąpielowy został pierwszy raz zaprezentowany w 1946 roku w Paryżu.
Ciekawostką jest to, że dość skąpy pod względem materiału kostium, nazwany od atolu Bikini – miał wywoływać wrażenie podobne do samej eksplozji bomby. Czy to trafne porównanie? Niekoniecznie, ale wywoływało szok jak na tamte czasy zarówno w swojej formie szycia, jak i genealogii nazwy.
Zdj. główne: Martin Brechtl/unsplash.com